wtorek, 3 marca 2015

(1) Rozdział Piewrszy

Ciemność panuje dookoła mnie. Ciemność mam w umyśle. Ciemność nie pozwala mi logicznie myśleć. Ciemność jest teraz mną. Nie mam pojęcia, czy jeszcze żyję. Może umarłam, nie obchodzi mnie to. Nie czuję bólu, nie cierpię. Nawet poprzecinane kolana mnie już nie bolą. Chciałabym, żeby było tak już na zawsze, ale doskonale wiem, że to jeszcze nie jest mój koniec. Muszę wrócić do walki. Muszę pozbyć się kojącej ciemności.

♥♦♣♠

           Cichy jęk wyrywa się z jej gardła, kiedy gwałtownie nabiera powietrza do płuc i otwiera szeroko oczy, odzyskując świadomość. W Londynie wciąż panuje noc, chociaż księżyc schował się już za budynkami. Wszystkie światła w oknach mugolskich mieszkań są pogaszone, a zepsute lampy uliczne zapalają się jedynie raz na jakiś czas. Hermiona wstaje powoli z ziemi, opierając się przy tym dłońmi o ścianę za swoimi plecami, pomagając sobie w ten sposób w utrzymaniu równowagi. Nogi wciąż pieką ją nieprzyjemnie od kilkunastominutowego, ciągłego biegu. Czuje pot na całym ciele, a zwłaszcza w miejscach, gdzie na skórze znajdowały się otwarte rany. Jej klatka piersiowa unosi się nierównomiernie w rytm niespokojnego oddechu. Wciąż boi się o to, że w każdym momencie ktoś może potraktować ją zaklęciem znacznie gorszym od Avady, chociaż leżące dookoła ciała Śmierciożerców wskazują na to, że przez krótki moment Granger może czuć się względnie bezpieczna.

            Wbija mocniej palce w nierówną, popękaną ścianę, kiedy świat przed jej oczami zaczyna kręcić się nieprzyjemnie, cała treść żołądka podchodzi jej do gardła. Tym razem  wie, że natychmiast potrzebuje czyjejś fachowej pomocy. Podczas walki została ugodzona zaklęciami, o których istnieniu nie ma pojęcia, a ich brzmienie jest jej zupełnie obce. Rozgląda się dookoła, w poszukiwaniu swojej różdżki. Podchodzi do niej powoli i schyla się po nią ostrożnie, zaciskając na niej mocno palce. Zaciska odrętwiałe palce dookoła rękojeści i aportuje się w jedyne miejsce, w jakim nie bała się pokazać.

♥♦♣♠

            Hermiona krzyczy głośno, kiedy jej stopa zaplątuje się w jakieś zielsko, przez co traci równowagę i przewraca się, natychmiast lądując w wodzie, która tworzy mały gejzer dookoła jej bezwładnego ciała. Przeklina szpetnie, starając się wstać jak najszybciej, co okazuje się zadaniem dość trudnym i wymagającym ogromnych pokładów energii, których Hermionie z każdą upływającą sekundą zaczyna brakować coraz bardziej i dotkliwiej. Oddycha ciężko, rozkładając ręce na boki i spuszcza wzrok na swoje przemoknięte do suchej nitki ubrania. Każda rana na ciele dziewczyny piecze żywym ogniem, kiedy – nie chcąc tracić ani sekundy dłużej  rusza powoli w kierunku Nory, którą może dostrzec znad gęstej roślinności, zarastającej staw niedaleko domu należącego do rodziny Wesleyów.

            Obejmuje się jedną ręką, drugą starając się odgarniać na boki twarde, ostre liście, które kaleczą jej już i tak mocno pokiereszowaną twarz. Każdy kolejny stawiany przez nią krok boli niemiłosiernie, powodując nieprzyjemne mrowienie w nogach, od którego kolana dziewczyny uginają się co chwilę niebezpiecznie. Zaciska jednak mocno usta i wbija sobie paznokcie w żebra, wiedząc że nie może się zatrzymać. Musi jak najszybciej znaleźć pomoc, inaczej znowu zemdleje, a na takim terenie było to jednoznaczne ze śmiercią, albo – w najlepszym przypadku – kilkogodzinnym leżeniem w błocie i brudnej wodzie.

            Przechodzi jednak zaledwie kilka metrów i zatrzymuje się w miejscu, kiedy do jej uszu zaczynają dobiegać głośne krzyki. Natychmiast sięga po swoją różdżkę i zastyga w miejscu, starając się nasłuchiwać głosów i niebezpiecznych świstów, które z każdą chwilą stają się coraz wyraźniejsze i zdają się być jakby bliżej niej, dzięki czemu jest w stanie uznać kilka z nich za znajome. Napina wszystkie mięśnie i zaciska mocno szczękę. Jej oddech przyspiesza znacznie, kiedy rusza ponownie przed siebie, trzymając rękę z różdżką wyciągniętą tak, żeby w każdej chwili mogła zacząć się bronić. W tej nawet szkło, które wciąż ma wbite w kolana, a które z każdą chwilą rani ją coraz bardziej, nie jest przeszkodą. Zamierza walczyć do samego końca; do ostatniego oddechu.

            Grząskie błoto obkleja coraz mocniej jej łydki sprawiając, że stają się ciężkie jakby nakładła sobie kamieni do butów. Kiedy dociera do miejsca, w którym wycięta została większa część roślinności wie, że znajduje się pięćdziesiąt metrów od Nory – nie mniej, nie więcej. To właśnie to miejsce jest przygotowane do deportowania się przez członków Zakonu Feniksa i to właśnie tu Hermiona powinna była się pojawić. Niestety, zaklęcie teleportacji jest jednym z niewielu, których nie potrafi opanować i prawdopodobnie nigdy już nie opanuje.

— Harry! — krzyczy, dostrzegając między roślinami sylwetkę swojego przyjaciela. Podchodzi jeszcze kilka kroków do przodu i wypuszcza powietrze z płuc z cichym świstem, czując niezmierną ulgę, kiedy chłopak odwraca się do niej twarzą i zaczyna iść w jej kierunku tak szybko, jak był w stanie. — Harry — powtarza ciszej, kiedy w końcu staje przed nią.

— Hermiona? Co ty tutaj robisz? Co ci się stało? Musimy jak najszybciej zabrać cię do Nory, tu nie jest bezpiecznie. Śmierciożercy właśnie atakują — dziewczyna ma wrażenie, że przyjaciel wyrzuca z siebie kolejne słowa z prędkością światła. Nawet nie zdąża zauważyć, kiedy chłopak łapie mocno za jej wyciągnięty nadgarstek, ściska go i ciągnie mocno w swoim kierunku.

            Krzyczy głośno, wypuszczając z dłoni różdżkę i robi jedynie krok, kiedy kolana uginają się pod nią, a całym jej ciałem wstrząsa spazm bólu. Opada na kolana, zaciskając mocno powieki i krzyczy znowu, kiedy Cruciatus po raz kolejny trafia prosto między jej łopatki. Zaciska szczękę tak mocno, że prawie słyszy zgrzytanie swoich zębów i wyrywa dłoń z uścisku zdezorientowanego Harry’ego, który już w następnej chwili zaczyna rzucać na oślep zaklęciami w niebo. Dziewczyna łapie za swoją różdżkę i przekręca się na plecy, w ostatnim momencie odbijając kolejne zaklęcie, lecące w jej kierunku.

— Bombarda! — wrzeszczy, celując w krzaki naprzeciwko siebie. Uśmiecha się zadowolona pod nosem, kiedy bezwładne ciało Śmierciożercy unosi się w powietrze, by po chwili opaść kilka metrów w tył. Podnosi się z błota, klnąc szpetnie pod nosem. Świat przed jej oczami zaczyna niebezpiecznie wirować. Stara się to jednak zignorować, rzucając kolejnymi zaklęciami.

            Robi krok w tył, natrafiając plecami na plecy swojego przyjaciela. Mija sekunda zanim decyduje przycisnąć się do nich mocniej. Rzuca zaklęciami, starając się odeprzeć jak najwięcej ataków. Z każdą kolejną chwilą ma wrażenie, że liczba Śmierciożerców zwiększa się. Dyszy ciężko, odsuwając się powoli od Harry’ego, widząc że taki sposób walki nie ma najmniejszego sensu.

— Petrificus Totalus!

            Hermiona mruży oczy, widząc jak sparaliżowane ciało opada zaraz obok niej. Odwraca głowę, zerkając ponad swoim ramieniem w kierunku, z którego błysnęło bezbarwne światło. Posyła mały uśmiech w kierunku Syriusza, zza którego, spomiędzy wysokiej trawy, wybiegają pozostali członkowie Zakonu Feniska. Nie mija sekunda, kiedy dziewczyna na powrót rzuca się w wir walki, czując nową dawkę energii.

            Biega w tę i z powrotem, wypowiadając coraz to nowe uroki i odbijając te, które wymierzone były prosto w nią, albo w kogoś z jej przyjaciół. Czuje przyjemne mrowienie na skórze i przyspieszone tętno. Adrenalina na dobre zawładnęła jej ciałem powodując, że przestaje czuć wszystkie rany na swojej skórze, które do teraz piekły ją żywym, piekielnym ogniem.

            Krzyczy głośno, widząc jak zielone światło mknie prosto w kierunku Rona. Podbiega do niego natychmiast i rzuca się do jego nóg podcinając je, przez co oboje opadają boleśnie na błoto. Syczy cicho, mocniej zaciskając palce na różdżce i natychmiast przekręca się przodem do Śmierciożercy.

— Avada Kedavra! — ryczy, a postać ubrana w czarne szaty natychmiast pada jak długa. Ron przygląda jej się z niedowierzaniem. Prawdopodobnie nikt w Zakonie nie podejrzewał, że Hermiona Granger zdobędzie się kiedykolwiek na to, żeby zabić drugiego człowieka. Niestety wojna zmienia ludzi i niejednokrotnie muszą rezygnować z wyznawanych przez siebie wartości.

            Dziewczyna uderza mocno Weasleya w ramię, odpychając go w ten sposób gwałtownie i sama odskakuje w ostatnim momencie na bok. Czerwona poświata uderza w ziemię prosto w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą siedziała. Podrywa się natychmiast, biegnąc by dalej walczyć. Wie, że trzeba obronić Norę. Jeżeli Śmierciożercy dostaną się do jej wnętrza, to nie będzie już dla nich najmniejszej nadziei na zwycięstwo.

♥♦♣♠

            Po mniej więcej godzinie zaciętego boju, Granger opada wyczerpana na kolana, dysząc ciężko. Kolejne spazmy bólu, przechodząc co chwila przez jej sparaliżowane ciało, które porusza się w rytm nierównego, urywanego oddechu. Wbija mocniej palce w błoto i zaciska powieki, spod których powoli zaczynają wypływać pojedyncze łzy, których nie jest w stanie powstrzymać. Przełyka ciężko ślinę, czując nieprzyjemne pieczenie w żołądku, które powoduje u niej odruch wymiotny. Czuje dłoń na swoim ramieniu, ale odtrąca ją, wkładając w to całą siłę, jaka jej pozostała. Nie chce, żeby ktokolwiek ją dotykał.

— Syriuszu, Remusie, uważajcie! To wcale nie musi być panna Granger!

            Granger kręci lekko głową i klęka powoli na błocie, rozglądając się dookoła po wszystkich członkach Zakonu Feniksa. Kładzie dłonie płasko na swoich udach, unosząc wysoko jedną brew. Czuje się jak zwierzę na wybiegu, które zostało wypędzone ze swojej bezpiecznej klatki ku uciesze tłumu.

— Oczywiście, że to ja — rzuca w kierunku Moody’ego, kiedy ten podchodzi do niej, kulejąc mocno na jedną nogę i przykłada jej czubek swojej różdżki do gardła. Odchyla głowę mocno do tyłu, nawet na sekundę nie spuszczając wzroku z jego pokiereszowanej twarzy. — Zadajcie mi pytanie, mogę to udowodnić — dodaje pewnie, czując jak ból wraca do niej ze zdwoją siłą. Wszystkie krwawiące rany na powrót zaczynają piec, jakby przykładała sobie do skóry rozżarzone węgle.

— Ja wiem — odezwał się od razu Harry, podchodząc do niej bliżej. — Powiedz, co stało się z twoimi rodzicami. Tylka ja i Ron wiemy, co zrobiłaś.

— Wymazałam im siebie z pamięci i wysłałam do pracy na inny kontynent, ale na jaki nie powiedziałam nawet wam — wycharczała cicho, czując metaliczny posmak na języku. Krzywi się mocno i pochyla do przodu, wypluwając krew. Zamyka oczy, czując jak świat kręci się dookoła niej. I właśnie w tym momencie traci panowanie nad sobą.

— Szybko, potrzebujemy eliksirów i ziół! Jest z nią tragicznie!

            Jest przekonana, że nie może czuć się bezpieczna; że dalej musi walczyć, bo Śmierciożercy gromadzą się dookoła niej. Słyszy rozmowy i śmiech. Śmieją się z niej. Po raz kolejny jest dla nich atrakcją. Krzyczy głośno, kiedy dwie osoby łapią ją pod ramiona i podnoszą silnym szarpnięciem z brudnej ziemi. Zaczyna się szamotać, starając się jakoś wyrwać, ale to bezskuteczne. Krzyczy, wyzywając ich i przeklinając na wszystkie sposoby jakie znała. Gdyby tylko miała swoją różdżkę w dłoni.

            Warczy głośno i stara się wypluć balsam z płonącej lewizji, który ktoś na siłę wlał jej do buzi. Już w następnej sekundzie ktoś przykłada do ust dziewczyny otwartą dłoń i przyciska ją mocno, przytrzymując również za tył głowy, aby nie mogła nic więcej zrobić. Słyszy głośny trzask, a zaraz po nim głosy stają się coraz cichsze. Przez ułamek sekundy stara się jeszcze walczyć o siebie i swoje życie, a zaraz po tym całkiem opada z sił. Nie jest w stanie dalej opierać się tym wszystkim ludziom dookoła niej. Czuje kolejne zaklęcia, omiatające jej ciało. Poddaje się i już nic więcej nie pamięta.

♥♦♣♠

            Harry przez całą noc nie może pozbyć się ogromnego poczucia winy. Czuje się współwinny temu, do jakiego stanu doprowadziła się Hermiona. Teraz, z perspektywy czasu wie, że rozłąka była najgorszym pomysłem, na jaki mogli wpaść. Nie dość, że wraz z Ronem stracili kompletnie zaufanie Hermiony, to kilka długich miesięcy oszukiwali ją, czego prawdopodobnie już niedługo ma się dowiedzieć. Potter nie chce nawet myśleć o tym, jak bardzo spojrzenie Gryffonki będzie zawiedzione, kiedy już ktoś powie jej o tym, ile czasu bezsensownie zmarnowali w Norze, chociaż oboje zdolni są do tego by walczyć.

            Wzdycha ciężko, przekręcając się na drugi bok. Artur przypisał go do pokoju Ronalda wierząc, że razem będzie im raźniej. I owszem, na początku było. W końcu przyjaźnią się od pierwszej podróży Expresem Hogwardzkim. Jednak z czasem Ron zaczął denerwować Pottera. Zwłaszcza tym, że za każdym razem, kiedy stara się podjąć temat ich powrotu do walki, Weasley zbywa go cichym burknięciem i słowami to jeszcze nie jest odpowiedni czas, Harry. Odpoczywaj. Ale jak długo można odpoczywać? Jak długo można udawać, że wszystko jest w porządku i ich postępowanie nie odbiega od normy, kiedy rzeczywistość kreuje się zupełnie inaczej?

            Z cichym westchnieniem przewraca się na drugi bok, nie mogąc dłużej patrzeć na plecy przyjaciela. W tym momencie żałuje, że do pomieszczenia przez otwarte okno wpada blada poświata księżyca. Może gdyby w pomieszczeniu panowała kompletna ciemność udałoby mu się chociaż na chwilę odsunąć od siebie wyrzuty sumienia i zasnąć.

            Zamyka powoli oczy i wsuwa jedną dłoń pod poduszkę. Coraz częściej zdarza mu się zastanawiać nad tym, czy nie powinien w końcu wziąć spraw w swoje ręce i po prostu wyjść którejś nocy z Nory. Wie jednak, że jeszcze nie może tego zrobić. Zakon planuje bowiem przenieść swoją kryjówkę w inne miejsce, a do tego przyda się każda para rąk. Nie może przecież zostawić ich w tak paskudnym momencie.

            Właśnie na tym polega problem. Zawsze znajduje się coś, co nie pozwala mu na uwolnienie się od Zakonu Feniksa i Nory. Naprawdę zaczyna czuć się tu jak w więzieniu. Co prawda wciąż ma swoją różdżkę przy sobie, ale prawdopodobnie jest do jedyna rzecz, jaka różni jego sytuację od sytuacji więźniów z Azkabanu. Zgrzyta cicho zębami, wbijając mocno palce w poduszkę. Już wie, że rozmowa z Ronem nie przyniesie mu zamierzonych efektów. W końcu jest synem Artura i Molly – to oczywiste, że zawsze stanie po ich stronie. Musi poszukać sojusznika w kimś innym, kto zrozumie jego obawy.

            Wzdycha znowu, naciągając na głowę poduszkę, aby choć odrobinę zagłuszyć chrapanie Rona, które powoli zaczyna stawać się nie do zniesienia. Zapowiada się na to, że ta noc potrwa jeszcze bardzo długo.

♥♦♣♠

            Otwiera powoli oczy, czując lekko podmuch wiatru na rozgrzanej twarzy. Mija chwila zanim jej wzrok przyzwyczaja się do jasnego światła, wpadającego do pomieszczenia przez otwarte na oścież okno. Oblizuje powoli spierzchnięte, popękane wargi i rozgląda się po pomieszczeniu, od razu rozpoznając w nim pokój Ginny. Bladoróżowe ściany i biały sufit. Dwa łóżka – jedno przygotowane specjalnie dla Hermiony, kiedy to po całym roku sierpniową część wakacji spędzała u Weasleyów. Biurko pod oknem, krzesło przy nim i regał z książkami, stojący przy wejściu. Molly nie pozwoliła córce na więcej mebli. Uważała, że Gin w ten sposób jedynie zagraciłaby niewielki pokój, który przypadł jej w udziale.

            Wiatr szarpnął firankami i włosami dziewczyny, wciąż leżącej nieruchomo na plecach. Miona tak bardzo chciała czuć błogi spokój jeszcze chociaż przez kilka minut. Wie, że już za kilkanaście godzin będzie musiała wrócić na pole bitwy. Jednak znajomy zapach proszku do prania i wszechogarniająca cisza sprawiają, że nie jest w stanie skupić się na ponurych myślach na dłużej. Przymyka z powrotem oczy i wzdycha cicho, rujnując w ten sposób swoją chwilę.

— Hermiona? — głos Ginny, chociaż cichy i delikatny, wdziera się nieprzyjemnie do głowy szatynki, powodując milion ukłuć, które na nowo paraliżują wszystkie receptory w jej mózgu. Zaciska mocno powieki i wbija zęby w dolną wargę, starając się powoli usiąść i jednocześnie nie sprawić tym sobie zbyt wiele bólu.

— Witaj Gin — Granger posyła w kierunku rudowłosej niemrawy uśmiech, jedną dłonią zgarniając swoje włosy do tyłu, by przestały wpadać jej do oczu. Stara się wyprostować plecy i nie dawać po sobie poznać, że coś było nie tak. — Wiesz może jak się tu znalazłam? Pamiętam tylko walkę ze Śmierciożercami — pyta, siląc się na uprzejmy ton.

            Weasley zagryza swoją dolną wargę wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Hermionie nie podoba się to, że Ruda cały czas przygląda jej się badawczym spojrzeniem, wyrażającym mieszankę współczucia, żalu i złości. Nic jednak nie mówi, cierpliwie czekając aż dziewczyna w końcu raczy jej odpowiedzieć. Zaczyna jedynie nawijać sobie na palce dół żółtej koszulki, w którą ktoś ją przebrał.

— Od tamtej walki minęło trzy dni — zaczyna cicho Ginny, kiedy już udaje jej się pozbierać wszystkie myśli w spójną całość. — W pewnym momencie zaczęłaś się dusić, dlatego Syriusz i profesor Remus chcieli zabrać cię jak najszybciej do środka. Ale ty nie chciałaś im na to pozwolić. Wpadłaś w dziki szał i zaczęłaś ich wyzywać i wyrywać się tak, że Moody musiał cię uspokoić eliksirem. Swoją drogą za pierwszym razem wszystko na niego wyplułaś — mały uśmiech wkrada się na usta młodszej z dziewcząt.

            Hermiona klnie cicho, unosząc z powrotem wzrok na przyjaciółkę. Ginny zdążyła wydorośleć, odkąd ostatni raz ją widziała. Jej włosy są znacznie dłuższe, a ona o kilka centymetrów wyższa. Miała na sobie dżinsy i białą koszulkę. Posyła jej lekki uśmiech, wstając ostrożnie z łóżka. Gin natychmiast podchodzi do niej i wyciąga ręce, chcąc pomóc, ale Hermiona kręci stanowczo głową i sama prostuje plecy, kiedy zawroty głowy przestają jej dokuczać.

— Poradzę sobie, Gin. Nie takie rzeczy musiała znosić — rzuciła luźno, sięgając po szklankę wody, stojącą na szafce nocnej obok łóżka. Bierze małego łyka, przełykając go ciężko. — Możesz powiedzieć mi, gdzie są moje rzeczy? Muszę ruszać dalej.

            Ginny znowu wbija w nią swoje świdrujące spojrzenie, przez co Herm zaciska mocno szczękę, powstrzymując się od złośliwego komentarza. Pociesz się tym, że już za kilka godzin znów będzie mogła zaszyć się w jednym z zaułków Londynu, oddając się samotnej walce przeciwko Śmierciożercom i Czarnemu Panu.

            Dziwi się, unosząc wysoko brwi, kiedy Ruda otwiera drzwi do pokoju i wychodzi z niego bez najmniejszego słowa. Hermiona czuje złość faktem, że została kompletnie zignorowana przez swoją przyjaciółkę. Postanawia jednak pójść za nią, ówcześnie odstawiając szklankę z powrotem na blat szafki nocnej. Poprawia na sobie tylko spodnie w kratę, stanowiące część piżamy i starając się stawiać jak najcichsze kroki bosymi stopami na drewnianej podłodze. Czuje się jak w tych licznych momentach, kiedy na polu walki stara się podejść jak najbliżej Śmierciożerców, by móc podsłuchać chociaż mały urywek z ich rozmowy. Karci się szybko za taki tok rozumowania. Przecież nie przebywa wśród wrogów, a przyjaciół i nie ma najmniejszego prawa do tego, aby porównywać ich ze sobą.

            Kiedy zatrzymuje się przy barierce schodów jest w stanie usłyszeć głos Ginny, ale niestety dziewczyna mówi zbyt cicho, aby mogła zrozumieć chociaż jedno jej słowo. Zagryza mocno dolna wargę i stara się zejść jeszcze kilka stopni w dół, obserwując uważnie, czy nikt się do niej nie zbliża. Nie chciała nikogo zawieść, a już tym bardziej komukolwiek sprawić przykrości. Dlatego po chwili siada powoli na schodach i zaczyna bawić się koszulką, udając że przyszła po prostu poczekać na kogoś.

            Niestety, Molly i Ginny dość szybko wyniosły się z kuchni, a ona spędzą na schodach kilkanaście minut, bezsensownie wpatrując się pustym wzrokiem przed siebie. Zrezygnowana opiera głowę o jedną z barierek, przymykając na chwilę zmęczone oczy. Wycieńczenie wciąż daje jej się we znaki. Dlatego już po chwili zasypia, nie będąc w stanie dłużej odpychać od siebie zmęczenia.

9 komentarzy:

  1. Jak tu można być zawiedzionym? Po tak cudnym rozdziale? Moim zdaniem notka jest idealny i nic nie musisz w niej poprawiać. :) Przyznam się, że mnie zaskoczyłaś i dobrze, bo twoim zadaniem jest zaskakiwać czytelnika.Myślałam, że Miona obudzi się w jakimś brudnym, śmierdzącym lochu, a tu nie. Jestem ciekawa dlaczego tak długo się nie widzieli z Harry'm i gdzie jest Ron. Mam nadzieję, że Miona wyzdrowieje. Rozdział fantastyczny. Pozdrawiam i czekam na rozdział 2 :3
    Przepraszam za błędy ale piszę na tel.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny! Przynajmniej ja tak uważam, kilka kolejnych nie wiadomych ale mi to nie przeszkadza. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    Pozdrawiam Syntry

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Muszę zobaczyć prolog, bo słabo się orientuje, co się stało Hermionie. Jednak, bardzo mi się podoba! zapraszam: http://fatum-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział ! Świetnie opisałaś emocję Hermiony,czułam jakbym tam była! Jestem bardzo ciekawa dlaczego tak długo nie widziała się z Harrym ? I czy w prologu stalowe oczy należały do Dracona? No i końcówka... myśl Harrego o samobójstwie trochę mnie przeraziła...
    Piszesz na prawdę świetnie i bardzo chętnie będe czytać następne rozdziały :) Czekam z niecierpliwością na następny.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, dopiero odkryłam twoją twórczość i na szczęście są to dopiero początki tej cudownej historii, co sprawia, że mam szansę wspierać swoimi opiniami.
    Uwielbiam twój styl pisania. Nie wiem, jakie słowo dokładnie go opisze, bowiem chyba nie ma jednego, konkretnego.
    Piszesz ciekawie, wydaje mi się, że każde słowo jest zależne od drugiego i nie może bez niego istnieć, co daje wrażenie, że wszystko jest jedną wielką całością, której nie można podzielić na kawałki. Bardzo mi się to podoba.
    Kolejnym plusem jest to, że nie piszesz jak większość amatorskich "pisarek" i nie popełniasz błędów. Och, dziękuje Ci, Merlinie, za taką duszę!
    Podoba mi się, że Hermiona jest wojowniczką, a nie niewinną dziewczyną, która nie umiem sobie poradzić ze swoimi problemami. Tutaj sprawia wrażenie osoby silnej, która walczy ze swoimi demonami i za wszelką cenę chcę ochronić Harry'ego. Uwielbiam w niej to i nie mogę się doczekać, gdy poznam ją bliżej.
    Co mogę więcej napisać?
    Jestem mega zadowolona, że znalazłam tą historię!
    Masz duży talent, rozwijaj go! :)
    Czekam na nowy rozdział x
    Pozdrawiam i życzę weny x
    + obserwuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najdłuższy komentarz, jaki kiedykolwiek dostałam. Bardzo dziękuje za całą masę miłych słów. To dla mnie ogromna motywacja wiedzieć, że komuś podoba się to, co dam radę wyskrobać :)

      Usuń
  6. Śliczny rozdział! ;)
    Hermiona taka jaką lubię, chroniąca Harrego, zacięta wojowniczka, silna dziewczyna...
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! ;)
    ~Zuza
    www.zatrzymanaprzezciebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Och...
    Rozdział naładowany emocjami do granic możliwości...
    Czułam ból Hermiony, naprawdę, aż rozbolały mnie kolana.
    Pokazujesz Hermione taką jaka mnie zawsze fascynowała...
    Pełną waleczną, nie podającą się nawet na skraju życia.
    Mam nadzieję, że kolejne rozdziały też będą tak fascynujące i pełne emocji.

    Całuje Effy

    OdpowiedzUsuń